TWR BUCZEK – WRAŻENIA
Zgodnie z przewidywaniami, wyścig był bardzo udany. Jastrzębie Łaskie nie pozostawiając miejsca na krytykę kolejny raz udowodnili, że można zorganizować lokalny wyścig na wysokim poziomie, nie rezygnując przy tym ze świetnego klimatu. Poniżej nasze wrażenia.
Witek
Jak dla mnie, to fajny truskawkowy wyścig dziś zaliczyliśmy! Niech żałują ci co nie byli.
Jak na pierwszą edycję to organizacja super! Formuła GranFondo sprawdziła się ponownie. Trasa łatwa, ale liczba zakrętów i uczestników oraz wąskie drogi robiły swoje. Pierwsze dwie rundy (z pięciu) to były dość ściganckie. Mnie który jak zwykle jeździł po kicie, wyciągara parę razy zagrzała silnik! Błysnęła nasza nowa Legend’a (Bastek ma nowy rower – przypomnienie redakcji). Odjazd i pudełko. Brawo! A pomyśleć że organizator robił wszystko (włącznie ze zwijaniem asfaltu), by Baściu na start nie dotarł lub przynajmniej się spóźnił. Drugi Baltona, który dziś w stroju CykloManiaków jechał! A zatem mamy dwa pudełka. Mareczek moc pokazał, bo wygrać z Bilem na finiszu to nie jest takie proste. Ziółek (też w CM) męczył, męczył i wymęczył odjazd w 3 grupce.
Chciałbym wszystkim podziękować i pochwalić za dobrą jazdę zespołową. Osobiście większych wpadek taktycznych nie zauważyłem. Na pewno byliśmy i najlepiej widocznym i najlepiej jadącym teamem!
A ja, no cóż, skromnie zrezygnowałem z roli lidera, po tym jak mnie Łukasz z pozycji DS wysiudał (taki żarcik – przypomnienie redakcji) i mianował nim Pozzato, który szykuje się na Vueltę-Pętlę No i ma dyspozycja, choć jak na ten sezon i tak chyba najlepsza, to na zawojowanie czegokolwiek nie pozwoliła!
Mam nadzieję, że w Buczku spotkamy się także za rok!
Marek
Co do dzisiejszego wyścigu to również muszę pochwalić organizację i przebieg zabawy. Połączenie wyścigu kolarskiego z gminnym festynem całkiem spoko, gdyby nie to że byłem mega przetyrany i musiałem wrócić autem do Łodzi to pewnie bym zaszalał na święcie truskawki
Sam wyścig nie był dla mnie jakoś wyjątkowo męczący, aż do momentu kiedy to na ok. 22 km do mety załapałem się w odjazd z Bilem i Franiakiem (przed którym nota bene ostrzegał mnie pod kasztanami Raku, twierdząc że to mocny zawodnik). Te ostatnie kilometry jechałem już na 110%, wóz albo przewóz, skoro grupa nie goni to musimy zrobić wszystko żeby dojechać przed peletonem. No i udało się. Bilu dawał równie mocne zmiany co ja, chociaż za punkt honoru postawiłem sobie żeby jechać jak najmocniej i dowieźć „dziadków” do kreski Franiak po kilku kilometrach spuchł i to praktycznie ja z Bilem zrobiliśmy całą robotę.
Na końcówkę miałem prosty plan, wchodzę pierwszy w ostatni zakręt z jak największą prędkością i odjeżdżam współtowarzyszom niedoli na ostatniej prostej. Ale stary cwaniak Bilu trochę mi popsuł plan wciskając się na zakręcie pod mój lewy łokieć. Na moje szczęście na niewiele to się zdało gdyż przeszło dwukrotna różnica wieku zrobiła swoje i już po kilkunastu metrach od wyjścia z zakrętu byłem na czele naszej trzyosobowej grupki, niezagrożony pędząc po 4 miejsce. W nagrodę za tak heroiczny bój stoczony o 4 miejsce dostałem m.in. podkolanówki kompresyjne, Jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Super sprawa na przepalone po wyścigu nogi, będzie z nich pożytek do końca sezonu
Bastek
Wyścig stanowi dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Bardzo, bardzo dobrze zabezpieczony, co stanowi dla mnie najistotniejszą rzecz. Wyniki praktycznie „od ręki” widoczne na monitorze. Takiego gadżetu jeszcze nie widziałem. Do tego nie byle jakie nagrody. Pod tym względem lepiej niż na zdecydowanej większości imprez.
Co do konfiguracji trasy to nie była ona wymagająca, co nie jest żadną tajemnicą. Natomiast było trudno, bo wiatr skutecznie upuszczał „krwi”. Udało się odjechać z Baltoną i Michałem „Okularnikiem” Wnukiem. Wszystko było dobrze do 70 kilometra. Wówczas odcięło mi „prąd”. Byłem jak sparaliżowany – okropne uczucie. Dzięki chłopakom i bidonowi od Chały na ostatnich 5 km dowlokłem się do mety w stanie agonalnym. O pomocy, czy też taktycznej rozgrywce nie było mowy.
A co do klimatu po wyścigu. To super sprawa, bardzo mi się podobało. Następnym razem biorę rodzinę i mam zamiar wypić truskawkowe piwo.P.S. Na pewniaka wziąłem Nasze klubowe ciuchy, bo miało nie padać. Zachlapałem je na pierwszych 2 kilometrach – fuck!!!
źródło: Cyklomaniacy.pl